Nie do końca wiem, jak to się stało, że w ogóle udało mi się dzisiaj wstać. Mimo, że spałam prawie 5 godzin, co jest w moim przypadku niejako luksusem, to przez ilość przeżyć poprzedniego dnia jestem ledwo żywa. Ale dość narzekania, w końcu postanowiłam przeżyć idealny tydzień.
Pobudka o 5.30, kawa i śniadanie. Jajecznica z cebulą i boczkiem z kromką chleba z masłem i pomidorem. Dziś naprawdę potrzeba mi dodatkowych węglowodanów. Poranna toaleta, szybki makijaż. Och, nareszcie wyglądam jak człowiek, nie zombie. Kurde, trzeba wyprać pędzle, bo nie będę miała czym się jutro umalować - tak, muszę kupić jeszcze kilka pędzli do makijażu jak tylko będę miała jakąś nadprogramową gotówkę. Szybko ubieram się w przygotowany wczoraj zestaw - czarną spódnicę, czarną bluzeczkę i kozaki na płaskim obcasie. &*%$^! Zapomniałam! Ta bluzka ma przecież ogromny dekolt, a ja nie mam już czystego stanika, który nadaje się do tak dużego wycięcia, bo pranie robię dzisiaj... Trudno, biorę bardziej zabudowany stanik i biały top, co ratuje sytuację i nadal wygląda dobrze.
Sprawdzam czy mam wszystko czego mi potrzeba w torbie - portfel jest, notatki na zajęcia też. Wkładam jeszcze teczkę z dokumentami i sałatkę w plastikowym pojemniku. Koniecznie muszę kupić sobie jakąś pojemną torebkę - po wyrzuceniu dwóch starych torebek zostały mi tylko torebki, które albo są za małe, albo wyglądają jak bagaż podręczny. Patrzę szybko przez okno, żeby sprawdzić, czy nie potrzeba mi parasola. O słuchawki! Jak dobrze, że je zauważyłam, nie cierpię jeździć komunikacją miejską bez słuchawek. Dobra, idę wyprać te pędzle. Odkładam na biurku do wyschnięcia. O perfumy! Zapomniałabym!
Jeszcze sporo czasu, siadam więc do zadań na dzisiejsze ćwiczenia z chemii. Wczoraj nie miałam siły ich dokończyć.
O G. wreszcie wstał. Takiemu to dobrze, codziennie śpi do 8 i jeszcze narzeka, że zmęczony i przepracowany... Wstawiam kolejne pranie, sprzątam pokój i ścieram kurze.
Dobra, zbieram się, bo się spóźnię. Ale to nie ja się spóźniam, to autobus przyjeżdża całe 8 minut spóźniony. Jak to dobrze, jest miejsce siedzące. Zakładam słuchawki i odpływam w marzeniach. Załatwiam wszystko, co miałam w planach o jak przypuszczałam, mam jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć. Idę więc na zakupy. Naprawdę nie wiem, dlaczego w Rossmannach wiecznie są tak ogromne kolejki. Irytują mnie inni klienci. Nie, nie mam nic przeciw innym ludziom, ale irytuje mnie typ klienta-turysty, który kręci się po sklepie na zasadzie "sam nie wiem czego chcę, ale muszę zrobić zakupy". Wyciągam swoją listę i szybko kupuję to, co mi potrzebne. Zachodzę jeszcze do delikatesów i kupuję kilka rzeczy, których brakuje mi w lodówce.
10.55 - czemu ja zawsze jestem za wcześnie?!
11.05 - dobra, wszyscy już są.
11.40 - Boże, jakie to seminarium jest nudne! Dlaczego powtarzamy rzeczy z liceum?! Dlaczego wykładowca jest tak nudny?! Dlaczego nie możemy ich mieć z tym fajnym gościem od laborek? Z nim nie byłoby nudno. A nawet jeśli by było, to zawsze jest na co popatrzeć... Dobra, Monika, przestań prowadzić w wyobraźni flirt z ćwiczeniowcem dla zabicia czasu. Notuj, bo potem znów będziesz molestować koleżanki na facebooku, bo twoje nie będą kompletne.
12.10 - nareszcie koniec udręk na nudnym seminarium. Za 10 minut ćwiczenia z tym fajnym laborantem :D
13.20 - dostałam 3 plusy, fajnie, opłaciło się siedzieć nad tym rano.
13.30 - Spotykam się z przyjaciółką i jedziemy do mnie. Rozmawiamy, gotujemy razem obiad i razem rozbieramy choinkę. Potem idziemy na spacer.
18.00 - Przyjaciółka pojechała do domu. G. będzie za 4 godziny. Biorę się za naukę.
22.00 - Dobra, nauka skończona. Wraca G. Jemy kolację. Spać spać spać spać! Kurde, przecież nie zmyłam makijażu. No to szybki prysznic.
23.30 - czuję się jak nowo narodzona. Senność odchodzi. Czytam, powtarzam materiał i przygotowuję się na kolejny ciężki dzień.
Heh :) jakbym widziala siebie :)
OdpowiedzUsuńzycze wytrwałości i dziekuje za pieknie opisany dzien ! az milo sie czyta masz taka lekkosc pisania :)
Świetnie się czyta Twoje posty. Widzę, że miałaś udany dzień:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ada