Wrzesień, ach wrzesień... Minął szybciej niż ostatnie pół roku. I nie wiem, czy to tylko moje odczucie, ale mam wrażenie, że tylko we wrześniu przeżyłam 3 miesiące swojego życia - zdałam sesję - można by rzec, że cudownym przypadkiem - bo ostatni egzamin ustny oblałam i tylko dzięki życzliwości prowadzącej udało mi się podejść do niego jeszcze raz. Poza tym - skończyłam praktyki, dostałam się na drugi kierunek studiów - chemię biologiczną, wyjechałam na wakacje, a w pracy, mimo zapisanych w umowie 80 godzin miesięcznie przepracowałam ponad 100.
Z tego powodu dużo rzeczy się nie udało, bardzo wiele musiałam odłożyć na dalsze terminy, np. założenie strony internetowej na temat kryminalistyki. Faktem jest również, że już całkowicie zapomniałam o swoim pięciodniowym urlopie i marzą mi się porządne, dwutygodniowe wakacje. Gdziekolwiek, byle było dużo ciszy, spokoju i przyrody. I gdzie mogłabym spędzać czas aktywnie, nie tylko leżąc plackiem na plaży. Niestety, nie pamiętam również, żebym we wrześniu w ogóle wzięła do ręki jakąkolwiek książkę, o tematyce innej niż mikrobiologia czy fizjologia zwierząt.
Ale jest też wiele plusów - dzięki temu, że miałam wiele na głowie i dużo nauki, nauczyłam się przekazywać zadania i ustalać priorytety. Niestety, mam w sobie coś z maniaka i pedanta. Zawsze miałam wrażenie, że jeżeli ja czegoś nie zrobię, to będzie to zrobione niedokładnie lub po prostu źle, a nawet kiedy coś było zrobione dobrze, zawsze wydawało mi się, że ja zrobiłabym to lepiej. Z tego powodu zajmowałam się wszystkim - sprzątaniem, praniem, zmywaniem, prasowaniem, gotowaniem, zakupami i wieloma innymi. Także, kiedy na uczelni mieliśmy do zrobienia prace lub prezentacje w parach czy grupie zawsze - ku uciesze reszcie grupy - stwierdzałam, że bardzo chętnie sama zajmę się wykonaniem projektu i dam im go do przeglądnięcia kilka dni przed pokazem. W rezultacie chodziłam zestresowana i na nic nie miałam czasu. A, że nie potrafiłam ustalać priorytetów, chciałam mieć zrobione wszystko 'na wczoraj'.
Jednak w ostatnim czasie musiałam schować swoje pedantyczne zapędy głęboko w kieszeń - podzieliłam obowiązki w domu między siebie i mojego partnera i okazało się, że jednak nie jest tak źle jak by się zdawało. Ba, nawet jest lepiej!
Dzięki podziałowi obowiązków nie muszę zmywać naczyń, wyrzucać śmieci, czyścić kociej kuwety i odkurzać. Dodatkowo podzieliliśmy się prasowaniem - każdy prasuje swoje rzeczy. Gotowaniem dzielimy się zależnie od ilości obowiązków zawodowo-uczelnianych - po prostu gotuje ten, kto wcześniej wraca do domu lub ma mniej do zrobienia na jutro. Ja zajmuję się praniem, myciem podłóg, bardziej ogólnym sprzątaniem typu ścieraniem kurzy i robieniem list zakupów. Na mojej głowie jest też wymyślanie prezentów świątecznych i urodzinowych dla naszych znajomych i rodzin, ale to głównie dlatego, że mój partner nigdy nie wie, co komu kupić.
Niestety, czasu nadal mamy niezbyt dużo, bo oboje mamy w sobie gen pracoholizmu i zbyt dużo czasu poświęcamy uczelni, kołom naukowym, pracy i hobby, ale jest coraz lepiej.
Teraz, mimo, że moje życie nadal pędzi jak szalone, paradoksalnie mam więcej czasu i mogę obiecać, że moje wpisy będą pojawiały się tutaj dużo częściej. Planuję mniej więcej dwa wpisy tygodniowo, ale mam nadzieję, że starczy mi czasu na częstsze pojawianie się tutaj.
Pomysł strony internetowej nie umarł - strona ukarze się w niedalekiej przyszłości, ale nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie kiedy to się stanie, ponieważ opóźnienia nie są winą mojego nieprzygotowania, ale przedłużających się prac technicznych - nad domeną, wyglądem strony, logiem. Czy już mówiłam, że lubię, gdy wszystko jest perfekcyjnie? Ale niestety nie tylko o mój perfekcjonizm tu chodzi. Odpowiedzialność za informatyczno-graficzną część mojej strony bierze mój partner, a jak już mówiłam, on też musi dzielić czas na studia, organizację studencką, hobby i wiele innych projektów. Oboje mamy jednak nadzieję, że uda się wystartować ze stroną do końca października.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz