W tym miesiącu najbardziej zachwycił mnie film "Nietykalni" w reżyserii Oliviera Nakache i Erica Toledano. Główne role grają Omar Sy i Francois Cluzet.
O tym filmie pozytywnie wypowiadali się wszyscy krytycy i widzowie. Sama siedziałam jak zahipnotyzowana podczas oglądania go. To jeden z tych filmów, którym nie trzeba efektów specjalnych by był dobry. Te film broni się sam, bez tego. A czym? Humorem, dystansem, świetną grą głównych bohaterów, łączeniem rzeczy poważnych z błazenadą, świetną muzyką - i wieloma innymi.
Główni bohaterowie - Driss i Philippe to przyjaciele. Poznali się w dość dziwnych okolicznościach, ponieważ Philippe - człowiek bogaty i kulturalny, o wysublimowanym guście - jest sparaliżowany. Kiedy poszukuje pielęgniarza/opiekuna przypadkowo na jego drodze staje Driss - nieokrzesany, czarny chłopak z blokowiska, z przeszłością kryminalną. Philippe przyjmuje go mimo, że chłopakowi brak kompetencji. Ważniejszy dla niego jest fakt, że Driss nie lituje się nad nim, zapomina o jego kalectwie - wiele jest scen, które to pokazują.
Razem tworzą niesamowity duet i dzięki swojej przyjaźni są oni tytułowo 'niezniszczalni'.
Naprawdę szczerze polecam.
W tym miesiącu przeczytałam dwie świetne książki - "Kod da Vinci" oraz "Anioły i demony" Dana Browna. Trochę późno, ale kiedy kilka lat temu było na tę książkę i film wielkie 'bum' ja poniekąd zamknęłam się na tę pozycję. Czytając opisy filmu czy książki uważałam, że to nie jest coś, co mnie wciągnie czy zaciekawi. Zdanie zmieniłam przypadkiem, kiedy mój partner puścił mi ekranizację książki i powiedział, że książka jest podobno milion razy ciekawsza. I nie mylił się! Po pierwsze - i najważniejsze dla tych, którzy boją się, że po obejrzeniu filmu będą znać książkę na pamięć - książka sporo różni się od filmu! Poza tym w książce jest dużo dużo dużo więcej szczegółów, zarówno z życia Roberta Langdona czy Sophie Neveu, ale także na temat samego Graala, którego szukają.
Wiem, wiem, w książce jest bardzo dużo błędów, ale o błędach w książce już szykuje się osobny post.
Szczerze polecam.
W kwestii muzyki może trochę Was zdziwię, ale uwielbiam słuchać tego pana. Pierwszą płytę dostałam mając może 15 lat i od tamtej pory jego chrypa, dla mnie bardzo pociągająca i męska, wiernie mi towarzyszy. Mowa tu o kanadyjskim piosenkarzu o pseudonimie Garou. Uwielbiam jego chrypę, o czym już wspomniałam kilka zdań wcześniej. Powiem też, że bardzo podoba mi się jego wędrówka muzyczna - jego muzyka zmieniła się bardzo od kiedy wydał pierwszą płytę. I mówiąc szczerze, każda kolejna płyta bije poprzednie. Moje ulubione płyty? Piece of my soul i Version Intégrale.
Moje ulubione piosenki? Que l'amour est violent, J'avais Besoin d'être Là, For You, Stand up, L'aveu, Demande au soleil.
Dodatkowy plus jakim jest słuchanie jego muzyki dla mnie to osłuchanie się z językiem francuskim, a poza tym - żeby znaleźć informacje na temat nowej płyty czy koncertów trzeba się przekopać przez francuskie strony internetowe, co zmusza mnie do nauki chociaż kilku nowych słówek z tego języka.
Teraz przejdźmy do spraw 'bardziej kobiecych'. Mianowicie muszę, po prostu muszę napisać tutaj o 2 rzeczach, które zmieniły mój makijaż nie do poznania.
Pierwszy z nich to krem BB. Jego nazwa wywodzi się od 'Beauty balm' bądź 'blemish balm' to nic innego jak balsam piękności o właściwościach pielęgnacyjnych, kojących, łagodzących i... kamuflujących. Jest to połączenie kremu nawilżającego, kremu z wysokim filtrem SPF (25) i podkładu. Dzięki niemu zaoszczędzam czas rano. Dlaczego? Bo nie muszę używać kremu do twarzy ani filtru i nie muszę się bawić w rozcieranie go pędzlem do makijażu - po prostu rozsmarowuję go na twarzy jak krem nawilżający - nie mam plam, nie roluje się i równo rozprowadza. Mam bardzo bladą cerę, więc dodatkowym plusem jest fakt, że nie muszę martwić się o dobranie odcienia, bo sam dopasowuje się do koloru mojej skóry.
Czasami, ale tylko kiedy wiem, że przez cały dzień będę na słońcu (jak w przypadku praktyk) nakładam pod niego krem z filtrem 50+. Nie robię tego jednak codziennie. Dodatkowy plus? Stapia się on ze skórą idealnie, można wręcz powiedzieć, że 'przykleja' się do skóry, dzięki czemu nie spływa z twarzy podczas upałów czy kiedy jestem w pracy, a moja praca nie należy do najlżejszych.
Drugą rzeczą jest moja paleta do makijażu oczu, którą mam już prawie rok. Jest to paleta firmy Sleek 'Oh so special". Jestem z niej bardzo zadowolona, ponieważ zawiera cienie zarówno matowe jak i błyszczące, co pozwala na wykonanie makijaży dziennych i wieczorowych w niezliczonej ilości, bo wszystkie kolory do siebie pasują. Są tutaj zarówno kolory neutralne, ale i dość rzucające się w oczy, jak róże. Cienie świetnie się rozcierają, nie osypują, trzymają się spokojnie 6h bez bazy, po nałożeniu bazy ich trwałość jest dużo dłuższa, ja jestem w stanie potwierdzić, że cienie z moją bazą trzymają się spokojnie 12h - tyle najdłużej udało mi się je testować i wyglądały dokładnie tak samo jak po nałożeniu ich rano.
To byli wszyscy moi ulubieńcy czerwca. Ulubieńców lipca postaram się wrzucić tutaj pod koniec miesiąca. Napiszcie, co sądzicie o tego typu postach. Chętnie też posłucham Waszych propozycji muzycznych, książkowych i filmowych. W najbliższym czasie możecie się spodziewać zaległego postu na temat pakowania walizki na kilkudniowy wyjazd, wpisu o pierwszej części moich praktyk, projektu denko i nieco dziwnego postu, w którym chciałabym opowiedzieć Wam o moim... alter ego :)
Zapraszam!
Dwaj ostatni ulubieńcy wywołali uśmiech na mojej twarzy. :) Właśnie testuję mini wersje kremów bb ze skin79. Paletkę sleek też posiadam (i dodatkowo dwie inne z tej firmy).
OdpowiedzUsuńNietykalni... wspaniały film :)
OdpowiedzUsuńNa filmie "Nietykalni" bylam w kinie. Ależ ja ryczałam.....super film!
OdpowiedzUsuń