4.45 - Budzik wyrywa mnie z mojego cudownego, trwającego całe 3 godziny i 15 minut snu. Pierwsza myśl - trzeba my. Druga - nie chce mi się. Trzecia - jeszcze pół godzinki... Czwarta - nie, wstajemy. Kołdra i łóżko, które rano zawsze emituje największe pole grawitacyjne wy grywa. Nastawiam budzik na jeszcze pół godziny.
5.45 - ZASPAŁAM!!!!!!!!!!!! Szybko wyskakuję z łóżka - masakra, jak zimno!!! Naciągam na siebie dres, a w myślach mam tylko jedno pytanie - Co pierwsze - prysznic czy kawa? Obawiam się, że jeżeli kawa będzie pierwsza, nie wyrobię się z wysuszeniem włosów, a jeżeli najpierw wezmę prysznic mogę wyjść z domu bez czegokolwiek w żołądku. Wygrała kawa. Wskakuję pod prysznic, ale nie myję głowy - trudno, gumki do włosów przecież po coś wynaleziono, zwiążę je w koński ogon. Mój prysznic trwał może 10 minut. Szybko się wycieram i wskakuję w ubranie. O balsamie do ciała mogę pomarzyć.
6.05 - Dobra, czas doprowadzić się do stanu używalności, bo jak tak dalej pójdzie, to ludzie na ulicy będą krzyczeć na mój widok.
6.35 - śniadanie. O ile pączka z różą popitą szklanką pepsi, w dodatku zjedzonych podczas sprintu między rożnymi częściami mieszkania, można nazwać śniadaniem.
6.50 - Gdzie jest moja torebka?
7.12 - uff, zdążyłam na autobus. Płaskie buty kolejny raz wygrywają moją wewnętrzną bitwę między pięknym wyglądem a komfortem sprintu do autobusu.
7.25 - telefon - G. pyta kiedy wyszłam z domu bo nie słyszał. Pewnie że nie słyszał, bo spał jak zabity.
7.35 - czemu ten autobus ciągle stoi?!
7.45 - Trasa, którą normalnie autobusy pokonują w 12 minut, trwała pół godziny. Pieprzeni drogowcy, zawsze muszą łatać dziury w asfalcie o 7 rano!
8.00 - Dobiegam do sali wykładowej przed rozpoczęciem wykładu. Jakimś cudem. Plany kupienia świeżego pieczywa i czegoś, co mogłabym zjeść na drugie śniadanie w pobliskiej piekarni poszły w las. Wszystko przez drogowców.
8.45 - "Proszę Państwa, to by było na tyle na dziś" słyszę i wydaje mi się, że się przesłyszałam. Przecież jeszcze 45 minut wykładu! Cudownie, nie ma to jak przyjechać na półgodzinny wykład.
8.55 - tramwaj, kierunek - druga uczelnia. Czas załatwić kilka spraw.
11.00 - Katedra fizjologii, właśnie skończyłam rozbijać wigwam przed gabinetem jednego ćwiczeniowca. Po pół godziny koczowania pod gabinetem stwierdzam, że to nie ma sensu - idę załatwić resztę spraw, wrócę później, może będzie.
11.30 - załatwiam milion innych spraw, udaje mi się kupić coś do jedzenia, wpaść na uczelnię G., by wypić z nim kawę (jak to jest, że on wstając o 7.30 i mając zajęcia o 10 nie jest w stanie nic zjeść przed ich rozpoczęciem?!), wykonać z 5 telefonów, załatwić ubezpieczenie samochodu, zrobić zakupy w Rossmannie i pobiec dalej.
12.30 - Doktora dalej nie ma, a ja mam jeszcze milion innych spraw, wykład za pół godziny i torbę, która waży z 5 kilo. Kocham polować na wpisy.
12.50 - uczelnia po raz drugi. Przed wykładem udaje mi się jeszcze coś zjeść, więc może pół sali nie będzie słyszało jak burczy mi w brzuchu.
15.00 - Koniec wykładów na dziś. Kierunek - tramwaj. W międzyczasie dostaję smsa, że spotkania koła naukowego nie będzie. W takim razie pędzę do mięsnego - będzie spaghetti!
16.30 - wreszcie w domu!
18.00 - obiad ugotowany, pranie zrobione, naczynia pozmywane, mieszkanie posprzątane, ubrania na jutro przygotowane. Marzę o kąpieli, więc postanawiam spełnić marzenie. Kąpiel umilam sobie nowym żelem do mycia ciała, który cudownie pachnie cukierkami... Tego mi było trzeba.
19.00 - Zaraz po kąpieli, poziom mojej energii spada do zera. Nie pomaga nawet kawa. Postanawiam więc zdrzemnąć się chwilę.
22.30 - ZNOWU ZASPAŁAM! Obudził mnie wchodzący do domu mąż. Cudownie. Znaczy się - nie zdążę już poćwiczyć. I będę musiała wstać w nocy, żeby nauczyć się tego, co miałam w planach na dziś po południu.
00.00 - nie mam siły na nic. Zjadłam kolację, obejrzałam nowy odcinek lekarzy (swoją drogą - opera mydlana się z niego robi, nie mam zamiaru go więcej oglądać). Czas na kolejną trzygodzinną drzemkę i kolejny długi dzień.
Myśl przewodnia dnia: ZASPAŁAM!!!!! oraz Dlaczego wszystko stoi i skąd ludzie mają czas na tak wolne chodzenie?
Dzień sponsorowany przez: hektolitry kawy i ważącą 5 kilo torebkę, w której sama mogłabym się zmieścić.
Fajnie, że jesteś aktywna, ale czasami odpuść. Skoro zaspałaś to znaczy, że potrzebujesz większej dawki snu, nie warto gonić za wszelką cenę. Nie zawsze wszystko musi pójść perfekcyjnie. Buziaki
OdpowiedzUsuńZabawny wpis. Nie raz tak mam, że zastanawiam się skąd ludzie mają czas na wszystko:studia, pracę, opiekę nad dziećmi i zadbanie o dom. Moja doba jest zdecydowanie za krótka. Zawsze masz taki zwariowany dzień? :)
OdpowiedzUsuńNie, zdarzają się też dni, kiedy nie dzieje się zbyt wiele, ale teraz jestem na takim etapie życia, że dzieje się wszystko na raz. Mam nadzieję, że już niedługo :)
UsuńRany, ile czasu potrzebujesz rano? ;o Budzik na 4:45, żeby zdążyć na 8.00 na uczelnię? Trzy godziny snu? Szczerze współczuję.
OdpowiedzUsuńPamiętam moje życie we Wrocławiu, aż tak źle być nie może z autobusami ;)
Ja też mam na 8.00 do pracy, dojazd autobusem i metrem, ale wstaję nieco przed 7.00. Jadę z makijażem i śniadaniem w żołądku, bez pośpiechu i na czas.
Aż też sobie wypisze co robię danego dnia, może znajdziesz inspirację :)
Nie potrzebuję tyle czasu na wyszykowanie się. Tego dnia miałam w planach zrobienie kilku rzeczy, na które wcześniej nie miałam czasu, rano. Normalnie jestem w stanie wyszykować się do wyjścia w niecałe 50 minut.
UsuńTrzy godziny snu - wiem, że mało, ale cały weekend byłam w pracy, więc uczyć się musiałam po nocach...
How do I change firefox from remembering my facebook info?
OdpowiedzUsuńFeel free to visit my page ... Vaginal Mesh Compensation
I wish to write articles based on the information collected through some copyright books.
OdpowiedzUsuńI won't copy - paste the material but edit or modify it in such a way the meaning remains exactly the same. I might also give credit to the books and their authors. Am I breaking any the laws of copyright?.
Also visit my web blog - magic submitter reviews