Elizabeth Taylor powiedziała kiedyś: "Ciężki jest los współczesnej kobiety. Musi ubierać się jak chłopak, wyglądać jak dziewczyna, myśleć jak mężczyzna i pracować jak koń."
Kobiety, głównie w Polsce, są uważane za słabsze i delikatniejsze od mężczyzn. Uważa się, że kobieta jest stworzona by sprzątać, prasować i gotować. Może oczywiście pracować, ale jej praca powinna opierać się na kserowaniu dokumentów i parzeniu szefowi kawy. Wiem, że przez ostatnie 20 lat zaszło w tej kwestii wiele zmian, ale niestety, z własnego doświadczenia wiem, że wiele jeszcze nie zostało zrobione, wiele rzeczy nie zakotwiczyło się w ludzkich głowach na stałe. Przykład?
Mój kolega ze studiów - ma 22 lata, jego dziewczyna pisze w tym roku maturę. Nie raz słyszałam od niego, jakie ma plany związane ze swoją partnerką. Jest mu bardzo nie na rękę, że jego dziewczyna chce aplikować na studia prawnicze. Uważa, że zwykła administracja czy zarządzanie będzie bardziej odpowiednie dla niej i usilnie próbuje ją do tego przekonać. Dziewczyna jest młoda i szaleńczo zakochana więc bije się z myślami i nie wie co ma zrobić. A on? już wszystko zaplanował: chce zamieszkać z dziewczyną, kiedy ona przyjdzie na studia, a nie pasuje mu prawo dlatego, że gryzie się to z jego wizją kobiety, która przedstawia się następująco: kobieta powinna zajmować się domem i nie pracować, nie powinna się malować, farbować włosów i malować paznokci, a najładniejsze perfumy jakie może mieć na sobie to zapachy jakie rozchodzą się w kuchni. Pewnie pomyślicie, że przerysowuję. Nie. Tak opisał mi jak widzi swoją kobietę za kilka lat. Napisałam dosłownie słowo w słowo to, co on mi powiedział.
Moja 'teściowa' - jest kadrową, skończyła co prawda studia zaocznie wiele lat temu, ale zrobiła to tylko przez fakt, że wysłał ją tam zakład pracy. Nie lubi mnie, bo uważa, że nie jestem wystarczająco dobra dla mojego chłopaka. Dlaczego? Bo rozwijam się - uczę się języków, czytam książki, chodzę na koła naukowe, często, kiedy jest więcej do zrobienia i siedzę w labolatoriach po nocach z domu robię sobie coś na kształt hotelu - przychodzę się przebrać, wyspać i wykąpać. Mojemu facetowi to nie przeszkadza - ma dwie ręce, wie jak uruchomić pralkę czy żelazko, umie zrobić zakupy, a jak nie ma na to czasu - wie że istnieją pralnie i bary mleczne. Jednak w głowie jego matki jestem 'tą złą', bo powinnam pójść na proste studia, takie, które nie zabierałyby mi czasu na gotowanie, pranie i sprzątanie, bo to są rzeczy, w których kobieta powinna się spełniać.
Wyprzedzę Wasze pytania - nie jestem feministką, nie potrzeba mi kilofa i pracy w kopalni i lubię gotować. Nie określiłabym się jako feministka, ale raczej jako kobieta niezależna. Nie muszę podkreślać swojej niezależności na każdym wykonanym i niewykonanym przeze mnie kroku. Moim zdaniem kobieta niezależna po prostu robi swoje- biega, załatwia, uczy się, pracuje, tworzy.
Kobieta niezależna dba o swoją samorealizację: ma marzenia, plany. Ma w życiu cel i robi wszystko by go osiągnąć. Kobieta niezależna spotyka się z mężczyznami i nie zakłada życia w celibacie do grobowej deski. Jest jednak rozsądna w swoich wyborach i przed podjęciem każdej decyzji, rozważa jej wszystkie plusy i minusy. Kobiecie niezależnej, w przeciwieństwie do feministki, nie zależy na uznaniu innych. Nie musi być najpopularniejszą osobą w towarzystwie, nie musi mieć okularów od Prady. Dla niej ważne są inne wartości takie jak samorealizacja czy marzenia.Kobieta niezależna nie tylko chce i może, ale i potrafi radzić sobie na wszystkich płaszczyznach życia doskonale.
Na temat niezależnych kobiet powstało wiele mitów - że są zimne i wyrachowane, przez co mężczyźni unikają związków z silnymi kobietami. Prawda jest niestety taka, że nie każdy mężczyzna jest w stanie poradzić sobie z faktem, że jego kobieta jest silna i niezależna - że poradzi sobie z wniesieniem zakupów na 3 piętro, sama jest w stanie załatwić sprawy urzędowe i często lepsze wykształcenie od partnera. Winny jest temu, w moim przekonaniu patriarchat - mężczyźni nauczeni są, że to oni utrzymują rodzinę, że są lepiej wykształceni, a co najważniejsze - przez wiele lat wpajano im, że kobieta jest zależna od nich i gdy widzą, że kobieta doskonale radzi sobie bez nich wpadają w panikę.
Teraz mojemu mężczyźnie nie przeszkadza fakt, że jestem niezależna, że mam swoje pieniądze, że siedzę na uczelni i w labolatoriach do późna, czasami zaniedbując przez to obowiązki domowe, ale nie zawsze tak było. Obecna sytuacja jest wynikiem wielu rozmów, a nawet kłótni i stawiania sprawy na ostrzu noża. Mój facet - wychowany w patriarchalnej rodzinie nie mógł pojąć, że on ma sprzątać i prasować tak samo jak ja. Jednak, jak okazuje się po raz kolejny - jeżeli na kimś Ci zależy, nagniesz swoje dotychczasowe przyzwyczajenia.
Dlatego Panowie - nie bójcie się silnych kobiet!